poniedziałek, 14 września 2015

Maybe Someday

"Maybe Someday" to książka autorstwa Colleen Hoover (zasłynęła powieścią "Hopeless"). Dostałam ją na urodziny od przyjaciółki i od razu przeczytałam. Na tylnej okładce jest napisane tak: 

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…
"Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.






   Książka opowiada przede wszystkim o miłości. O miłości dwojga młodych ludzi, o miłości do muzyki. Sydney i Ridge każdego dnia widzą się ze swych balkonów. On codziennie na swoim gra na gitarze, a ona codziennie przesiaduje na swoim, by móc posłuchać jego muzyki. On jest w szczęśliwym związku już od kilku dobrych lat, a ona w dniu swoich urodzin dowiaduje się, że jej ukochany zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką, a zarazem współlokatorką. Nagle staje się bezdomna. Wtedy on niczym rycerz na białym koniu ratuje ją z opresji i zapewnia miejsce w swoim mieszkaniu. Okazuje się, że Ridge jest głuchy. Sydney nie może w to uwierzyć-przecież tak pięknie gra na gitarze. Zaczynają razem tworzyć. Od wspólnego mieszkania i wspólnej pracy zaczyna rodzić się ich uczucie. Uczucie, któremu na początku nie chcą pozwolić się rozwinąć, a które z czasem nabiera tak wielkiej siły, że jest w stanie pokonać  wszellkie przeciwności. Nie wiadomo, czy mamy tym bohaterom kibicować, czy może ich potępiać. Bo nie zawsze zachowują się w porządku. Szczególnie Ridge, który ciągle jest w związku z inną dziewczyną i ciągle powtarza, że bardzo ją kocha. Zakochuje się też jednak w Sydney, tak samo jak ona w nim. Przez pewien czas toczą walkę. Walkę z samym sobą, ze swoimi uczuciami i pragnieniami. W końcu jednak miłość wygrywa. 

   Treść nie jest zaskakująca, nie skłania też do jakiś głębszych przemyśleń, jadnak na pewno zmusza do zastanowienia się nad kilkoma ważniejszymi w życiu sprawami. Przekaz i forma natomiast wygrywają ze wszystkim. Bardzo podoba mi się styl pisania Hoover, bardzo podoba mi się sposób wykreowania głównych bohaterów, bardzo podobają mi się ich dialogi prowadzone głównie za pomocą smsów. Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, mają wady, słabości, złe chwile. Mają też potrzebę kochać i być kochanym. W bardzo łatwy sposób i szybko możemy utożsamić się z Sydney czy inną postacią. Relacje bohaterów nie są zbyt skomplikowanie, ale przedstawione w zabawny i ciekawy sposób. Książkę czyta się dosłownie jednym tchem, bo naprawdę wciąga, jest fajną odskocznią od codziennych spraw i w wielu momentach po prostu śmieszy.


    Nie powiem, żebym nie wiadomo jak przeżywała historię opisaną w "Maybe someday", ale na pewno mogę przyznać, że powieść ta jest warta polecenia i przeczytania. Ze szczególną przychylnością będą o niej mówić typowi romantycy. Porusza też temat głuchoty. Uświadamia, że wśród nas żyją głusi ludzie, którzy porozumiewają się za pomocą języka migowego, a zna go jedynie jakaś część społeczeństwa. Ludzie ci odbierają świat całkiem inaczej niż osoby słyszące.Książka pozwala zatem dostrzec różnorodność i otworzyć się na tę inność. 



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz