sobota, 19 września 2015

Kochając pana Danielsa

"Kim chce pan być, gdy pan dorośnie? Ponieważ dorastanie nigdy się nie kończy, a marzenia rzadko gasną."


  Czy ktoś słyszał o Brittany C. Cherry? Podobno w wydaniu tej książki pomogły jej lajki na fejsbuku. "Kochając pana Danielsa" to nowa pozycja. To książka, która trafiła na rynek po fenomenie Greya i obestsellerowaniu "Gwiazd naszych wina". To powieść romantyczna, w której nie zabrakło powiewów grozy. To opowieść o zakazanej i silnej, iście szekspirowskiej miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko.

 Początek bardzo dramatyczny. Przepełniony żalem, rozpaczą, łzami i smutkiem. Głównej bohaterce, Ashlyn, przychodzi pogodzić się ze stratą części samej siebie. Otóż, po kilku latach walki z białaczką odchodzi jej ukochana siostra bliźniaczka- Gabby. Gabby była dla Ashlyn najlepszą przyjaciółką, powierniczką wszystkich myśli, obrończynią, drogowskazem, przywołującą do porządku i popychającą do wielu czynów osobą, bez której dziewczyna nie wyobraża sobie życia. Bliźniaczki wychowywała mama, która walczyła z napadami depresji. Stany depresyjne wiązały się chętnym zaglądaniem do kieliszka, a te problemy plus choroba Gabby były przyczyną ataków paniki Ashlyn. Wszystko jednak zaczęło się, kiedy kobiety zostały opuszczone przez Henry'ego- męża i ojca. Dziewczynki były malutkie, kiedy ich ojciec zdecydował się na ucieczkę. To właśnie po tym zdarzeniu matka bliźniaczek- Kim- załamała się i rozpoczęła walkę z własnymi słabościami oraz próbowała odnaleźć się w roli obojga rodziców dla córek. Gabby i Ashlyn znały ojca jako człowieka, który co roku na święta przysyłał im bony podarunkowe. Nie znaczył dla nich nic więcej. Sytuacja poprawiła się, gdy w życiu Kim pojawił się Jeremy, to on stał się ojcem dla bliźniaczek. Wszystko znów jednak zmieniła choroba Gabby. W ich domu każdy dzień był kolejnym ciosem, ciosem, który umartwiał ich rodzinę coraz bardziej. Nikt nie byłby na tyle silny, zeby wyjsć z tego cało.

    W innym stanie, w innej rodzinie toczy się inny dramat. Jace Daniels od lat usiłuje uporać się z ćpaniem i zakończyć wszystkie nieodpowiednie znajomości. Od lat też nie udaje mu się tego zrobić i pociąga swą całą rodzinę na samo dno. Podczas pozornie spokojnego dnia i w pozornie bezpiecznym miejscu na oczach pozornie szczęśliwych synów i męża, zostaje zamordowana matka i żona- pani Daniels. Jej śmierć jest karą za czyny Jace'a, których dopuścił się wobec narkotykowych bandytów. Śmierć kobiety jest ciosem dla całej rodziny. Jace trafia do więzienia, a kilka miesięcy później jego starszy brat- Daniel- musi pożegnać sie z ojcem, który wykończony chorobą, udaje się na spotkanie z żoną.

      Kilka ulic dalej żyje inna rodzina. Przykryta płaszczem hipokryzji, z problemami, których ujawnienie doprowadzi do tragedii. Do tej rodziny trafia Ashlyn po pogrzebie Gabby. Jest to nowa rodzina Henry'ego, do którego Ashlyn zwraca się po imieniu. Inaczej nie umie. Wraz z nowym domem dostaje w pakiecie macochę: bardzo wierzącą Rebekkę, której mąż zginął przed laty w wypadku samochodowym oraz przybrane rodzeństwo: Hailey- zafascynowaną buddyzmem dziewczynę w wieku Ashlyn i Ryana- geja. Oczywiście, Rebecca nic nie wie o fascynacji Hailey i prawdziwej naturze Ryana. Wszyscy noszą maski i tworzą pozornie szczęliwą rodzinę.

   Podczas podróży do domu ojca, Ashlyn spotyka Pana Cudne Oczęta. To spotkanie już na zawsze odmienia jej życie. Z zapuchniętmi od ciągłego płaczu oczami i szkatułką listów, które zostawiła dla niej siostra, udaje się na koncert jego zespołu. Ostatni wieczór wakacji staje się dla Ashlyn najlepszą chwilą od niepamiętnego czasu. Panem Cudne Oczęta jest Daniel Daniels. I on, i Ashlyn są wielkimi miłośnikami muzyki i twórczości Szekspira. Doskonale się rozumieją. Wszystko zaczyna się jednak komplikować, kiedy pierwszego dnia szkoły okazuje się, iż na zajęcia literatury zaawansowanej w liceum, w którym wicedyrektorem jest Henry, Ashlyn będzie uczęśzczać do pana Danielsa. Daniel jest nauczycielem i to w dodatku w szkole Henry'ego. Związek Daniela i Ashlyn staje się zatem zakazanym owocem. Jest ryzykowny zarówno dla nauczyciela, jak i uczennicy. Z uczuciem jednak nie można wygrać.

  Choć głównym wątkiem powieści jest ta zakazana miłość, to pojawia się wiele wątków pobocznych.. I to dzięki nim książka ma 'to coś'.  Postaci Ryana i Hailey są bardzo osobliwe, poruszone zostały kwestie homoseksualizmu oraz poszukiwania siebie wśród wszystkiego tego, czym zasypuje nas świat, Rebecca i jej podejście do życia doskonale obrazują tendencję do idealizowania wszystkiego wokół, zmarła Gabby cały czas towarzyszy głównej bohaterce, a proces naprawy relacji ojciec-córka został przedstawiony po mistrzowsku! Do tego dochodzi odwyk Kim, uzależnienie Jace'a i walka o życie. Bohaterowie ciągle walczą. Walczą o miłość, zrozumienie, akceptację, ale przede wszystkim- o siebie.

  Miłość wygrywa, ale ciągnie też za sobą ofiary. Każda miłość jest inna. Nigdy nie będzie do końca tak, jakbyśmy tego chcielie. Coś za coś.

   Pochłonęłam tę ksiażkę dosłownie w kilka godzin. Czyta się szybko i przyjemnie. Jest emocjonująca i choć trochę przewidywalna, to jednak z niecierpliwością oczekuje się tego, co będzie dalej. Polecam, aczkolwiek mnie samej  Ashlyn bardzo, ale to bardzo kojarzy się z bohaterkami "Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów". Tam bohaterek było cztery, tutaj jest tylko Ashlyn, która  stanowi połączenie najbardziej charakterystycznych cech dziewczyn z tamtej powieści! Druga sprawa, temat miłości uczennicy i nauczyciela stał się ostatnio bardzo popularny. Pojawia się w wielu tekstach kultury: książkach, filmach i serialach. Prym wśród nich wiedzie chyba "Pretty Little Liars" ;)

‘(…) jeśli nie powiesz tego, co musisz powiedzieć, kiedy masz ku temu okazję… będziesz tego żałowała. Nawet jeśli jesteś zła, powiedz to. Wykrzycz to światu, kiedy masz taką szansę. Ponieważ życie przemija, tak jak i wszystko inne. Podobnie jak niewypowiedziane słowa.’

poniedziałek, 14 września 2015

Maybe Someday

"Maybe Someday" to książka autorstwa Colleen Hoover (zasłynęła powieścią "Hopeless"). Dostałam ją na urodziny od przyjaciółki i od razu przeczytałam. Na tylnej okładce jest napisane tak: 

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…
"Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.






   Książka opowiada przede wszystkim o miłości. O miłości dwojga młodych ludzi, o miłości do muzyki. Sydney i Ridge każdego dnia widzą się ze swych balkonów. On codziennie na swoim gra na gitarze, a ona codziennie przesiaduje na swoim, by móc posłuchać jego muzyki. On jest w szczęśliwym związku już od kilku dobrych lat, a ona w dniu swoich urodzin dowiaduje się, że jej ukochany zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką, a zarazem współlokatorką. Nagle staje się bezdomna. Wtedy on niczym rycerz na białym koniu ratuje ją z opresji i zapewnia miejsce w swoim mieszkaniu. Okazuje się, że Ridge jest głuchy. Sydney nie może w to uwierzyć-przecież tak pięknie gra na gitarze. Zaczynają razem tworzyć. Od wspólnego mieszkania i wspólnej pracy zaczyna rodzić się ich uczucie. Uczucie, któremu na początku nie chcą pozwolić się rozwinąć, a które z czasem nabiera tak wielkiej siły, że jest w stanie pokonać  wszellkie przeciwności. Nie wiadomo, czy mamy tym bohaterom kibicować, czy może ich potępiać. Bo nie zawsze zachowują się w porządku. Szczególnie Ridge, który ciągle jest w związku z inną dziewczyną i ciągle powtarza, że bardzo ją kocha. Zakochuje się też jednak w Sydney, tak samo jak ona w nim. Przez pewien czas toczą walkę. Walkę z samym sobą, ze swoimi uczuciami i pragnieniami. W końcu jednak miłość wygrywa. 

   Treść nie jest zaskakująca, nie skłania też do jakiś głębszych przemyśleń, jadnak na pewno zmusza do zastanowienia się nad kilkoma ważniejszymi w życiu sprawami. Przekaz i forma natomiast wygrywają ze wszystkim. Bardzo podoba mi się styl pisania Hoover, bardzo podoba mi się sposób wykreowania głównych bohaterów, bardzo podobają mi się ich dialogi prowadzone głównie za pomocą smsów. Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, mają wady, słabości, złe chwile. Mają też potrzebę kochać i być kochanym. W bardzo łatwy sposób i szybko możemy utożsamić się z Sydney czy inną postacią. Relacje bohaterów nie są zbyt skomplikowanie, ale przedstawione w zabawny i ciekawy sposób. Książkę czyta się dosłownie jednym tchem, bo naprawdę wciąga, jest fajną odskocznią od codziennych spraw i w wielu momentach po prostu śmieszy.


    Nie powiem, żebym nie wiadomo jak przeżywała historię opisaną w "Maybe someday", ale na pewno mogę przyznać, że powieść ta jest warta polecenia i przeczytania. Ze szczególną przychylnością będą o niej mówić typowi romantycy. Porusza też temat głuchoty. Uświadamia, że wśród nas żyją głusi ludzie, którzy porozumiewają się za pomocą języka migowego, a zna go jedynie jakaś część społeczeństwa. Ludzie ci odbierają świat całkiem inaczej niż osoby słyszące.Książka pozwala zatem dostrzec różnorodność i otworzyć się na tę inność.